Przejdź do głównej zawartości

Co dobrego jest w złości?

 



Z życia (niestety) wzięte:
    Pani Krysiu, kto jak kto, ale pani to mnie nigdy nie zawiodła. No niech pani sama zobaczy, co ja się mam z tymi młodymi matkami – trzecia mi już zwolnienie lekarskie przyniosła. Chciałabym, żeby pani wzięła jutro ranny dyżur za Renatkę, dobrze? No chyba mi pani nie odmówi? 

Jedynym słowem, jakie w tej sytuacji Krystyna wypowiedziałaby pozostając w zgodzie ze sobą byłoby: nie, nie i jeszcze raz nie. Dość miała tego, że zawsze dyrektorka stawia ją pod ścianą i jej problemy nikogo nie obchodzą, bo ona musi być zawsze na zawołanie, żeby gasić cudze pożary. Ale jak tu powiedzieć nie – zawieść szefową? To na pewno nie skończyłoby się dobrze. Więc mówi: dobrze pani dyrektor i zastanawia się, czy wizyta u specjalisty, na którą czekała dwa miesiące będzie możliwa do przełożenia, czy będzie musiała czekać od początku. Ale co by nie mówić, w końcu nawet szefowa nie jest w stanie zastąpić trzech osób na raz. Ktoś musi. Więc trudno, niech będzie..

    Początkowo odczuwana złość na samą siebie, że nie potrafi odmówić, przeradza się w strach przed utratą pracy i przechodzi w poczucie rezygnacji, że nic innego nie da się tu zrobić.

(Pytanie dla dociekliwych: czy Krystyna rezygnuje z tego, z czego należałoby w tej sytuacji z punktu widzenia jej dobra?


    Strach towarzyszy też Karinie, kiedy słucha podniesionego, zimnego głosu swego męża: Ty chyba sobie nie wyobrażasz, że ja wezmę urlop, żeby chodzić do szkoły w sprawie wagarów twojej córeczki. Tyle razy mówiłem, ze trzeba ją krótko trzymać, ale ty wiesz swoje. To teraz pij piwo, którego nawarzyłaś. Powiedz jej, że jak jeszcze raz opuści lekcje, albo się ruszy z domu mimo zakazu, to wyląduje u zakonnic jeszcze w tym roku szkolnym.

Karina kuli się wewnętrznie słysząc taką serię jak z karabinu maszynowego. Wie, że ich córka potrzebuje więcej zrozumienia i wsparcia ze strony rodziców, bo szkoła do której chodziła stosowała metody presji, które „łamały” co wrażliwsze jednostki, a córka była typem wrażliwca. Myślała, że jak pójdą razem z mężem w jej sprawie – łatwiej będzie wyegzekwować zmianę podejścia na mniej wojskowe i że  da się poszukać wspólnie jakiegoś rozwiązania. Ale okazuje się, że – jak zwykle w trudnych sytuacjach – sama jest sobie winna, więc ma sobie radzić sama i jeszcze dodatkowo przekazać i dopilnować wykonania poleceń, co do których zupełnie nie ma przekonania, że maja sens. Ale wie z doświadczenia, że sprzeciw tylko pogorszy sprawę, bo jej mąż, kiedy wpadnie w szał zdolny jest nawet do rękoczynów, więc lepiej go nie rozsierdzać..

    Nadzieja na pomoc córce zamrożona strachem ustępuje chwilami wyrzutom sumienia wobec dziecka zamieniając się w poczucie beznadziei. Chciałby ją chronić, ale może rzeczywiście przesadza z ta swoja ugodowością, w końcu ojciec nie chce źle dla swego dziecka, nauczyciele też chcą dobrze.

Zdrowe wątpliwości ucisza racjonalnymi aksjomatami – przekonaniami, które są wpojone tak głęboko, że nawet nie przychodzi do głowy, żeby je weryfikować co jakiś czas.

(Pojawia się pytanie czy Karina staje po stronie tego, kto rzeczywiście potrzebuje jej pomocy)


    Kiedy Klaudia usiłowała szybko wypełnić zawikłany druk, co nie bardzo jej wychodziło i kilka razy prosiła o dodatkowe wyjaśnienia, urzędniczka po drugiej stronie okienka nie kryła zniecierpliwienia: no czego tu można nie rozumieć, po polsku jest przecież napisane, nie umie pani czytać? Klaudia oblała się rumieńcem wyobrażając sobie, że kilka par oczu osób czekających w kolejce spogląda na nią z dezaprobatą  lub wręcz pogardą i do tego wszystkiego ręce zaczęły się jej trzęść i już zupełnie nie była w stanie widzieć liter na druku. To ja spokojnie wypełnię w domu i przyjdę jutro – powiedziała. Jak tam pani sobie chce odparła urzędniczka kątem oka spoglądając w komputer. Klaudia wyszła zła na siebie, że jest taka niezdarą i że jutro znów będzie musiała poświęcić kilka godzin na przyjazd do urzędu. Ale wolała to, niż znoszenie wstydu wobec tylu osób..

(Jeśli koś ma podstawy do wstydu w tej sytuacji, to kto?)


    To bawcie się dobrze, korzystajcie, póki jesteście młodzi, bo potem, jak będziecie staruchami, nikt nie będzie się chciał z wami zadawać, nawet wasze dzieci nie będą miały czasu i ochoty się z wami zobaczyć. Anna odłożyła słuchawkę telefonu i już wiedziała, że spotkanie z przyjaciółmi, którzy teraz mieszkali za granicą i z którymi mieli spędzić miło półtora dnia w czasie ich pobytu w Polsce - wspólny wyjazd nad morze i wypad do pubu, straciło dla niej cały powab i raczej nie będzie się dobrze bawić, skoro odmówiła matce zabrania jej razem z nimi na wycieczkę. Niby nic wielkiego: mam była sprawna, byli u niej nie dalej, jak w zeszły weekend, miała też swoje znajome, z którymi mogła spędzić czas, jeśli nie chciała być sama, ale igła poczucia winy przeszyła jej serce i w ten sposób wyciekła z niego cała radość spotkania z przyjaciółmi.

(Jeśli ktoś jest tu winien, to kto? Kto niszczy czyjąś radość działając na zasadzie: jeśli mnie ma nie być dobrze, to niech tobie będzie równie źle)


Lubię piosenki, które znam (nawet, jak nie są zbyt ładne)

Znane sytuacje? Nic nowego, ani odkrywczego, ale też nic miłego i takiego, za czym by się tęskniło. Nie chcemy tak postępować, a jednak postępujemy wielokrotnie przysięgając sobie, że to już ostatni raz. A potem jeszcze raz ostatni i jeszcze raz… Ile razy mówiłaś sobie, że nie dasz się więcej wkręcić, że to nie może tak być, że tylko ty postępujesz fair, a inni mają cię w nosie. Ile razy miałaś nadzieję, że skoro ty postępujesz fair, to inni to docenią i odpłacą tym samym? A potem znów przysięgałaś sobie, że nie dasz się wkręcić…


Co powoduje, że robimy to, czego właściwie nie chcemy robić i choć pozornie ma to służyć wyższym celom – jakoś nie czujemy radości w sercu, kiedy już się wydarza?

Takim wątpliwym napędem do naszych niechcianych działań są strach, wstyd i poczucie winy. Większość z nas jest podatna na zarządzanie za pośrednictwem takich emocji. Nie jest to przypadek, bo bardzo często w naszej kulturze stosuje się metody wychowawcze, które polegają na wzbudzaniu strachu, wstydu lub poczucia winy. Kiedy chcemy korygować zachowania dzieci na takie, które są dla nas akceptowalne, nie tłumaczymy im, dlaczego mają postępować inaczej, tylko zawstydzamy je dając im do zrozumienia, że coś z nimi jest „nie tak”(to wstyd być samolubem), straszymy je (jeszcze raz tak się odezwiesz i pójdziesz do kąta) lub wpędzamy w poczucie winy (przez te twoje wrzaski boli mnie głowa).


Za każdym razem w takiej sytuacji dzieci dowiadują się, że nie są w pełni akceptowane i mają się zmienić, żeby rodzic/opiekun był zadowolony. Nie dowiadują się jednak dlaczego mają się zmienić – jakie racje, wartości, dobro ogółu (w tym ich samych) za tym stoją.

W ten sposób wykształca się mechanizm ulegania osobom, które wzbudzają w nas wstyd, strach lub poczucie winy.

Dzieci są rzeczywiście bardzo zależne od dorosłych (dorośli ciągle mają władzę rodzicielską, wychowawczą i inną – jak bardzo byśmy nie kibicowali zmianom polegającym na zmianie podejścia z wychowywania na wspieranie w rozwoju). 


Bo jestem taka mala..

Bardzo wiele osób w dzieciństwie uwewnętrznia mechanizmy ulegania władzy i nie robi remanentu w tej kwestii w dorosłym życiu. W sytuacjach oddziaływania na nas strachem, wzbudzaniem poczucia winy czy wstydu – wskakujemy w emocjonalną skórę małego dziecka i reagujemy tak, jakbyśmy my sami żadnej władzy nad niczym nie mieli.

Gdzieś tam przez skórę czujemy (tak jak czuliśmy w dzieciństwie), że sytuacja nam nie służy, ale ulegamy argumentom, których zasadności nie mamy w zwyczaju sprawdzać, tylko przyjmujemy je na wiarę. Ba, robimy tak, gdy te argumenty nie zostały głośno wypowiedziane, tylko usłyszeliśmy je w swojej głowie.


  • Bo przecież dyrektorka nie powiedziała Krystynie, że ją zwolni z pracy, jeśli ta nie weźmie dodatkowego dyżuru. Nie powiedziała też, że nie ma możliwości zamanewrowania zastępstwami tak, żeby Krystyna poszła rano do lekarza.
  • Podobnie mąż Kariny nie powiedział jasnego „nie” na pójście do szkoły – zasugerował, co ona sobie wyobraża, a czego nie. Nie wiadomo jak zareagowałby na asertywną prośbę: chciałabym, żebyśmy poszli razem w możliwym dla ciebie terminie, bo moim zdaniem to jest ważne dla całej naszej rodziny, czy twoim zdaniem tak nie jest?
  • Czy gdyby Klaudia nie dała się owładnąć poczuciem wstydu, tak, że mu uległa, byłaby w stanie zobaczyć kto w zaistniałej sytuacji nie jest w porządku, kto nie wypełnia swoich obowiązków, za które otrzymuje wynagrodzenie?
  • A Anna – gdyby poczucie winy nie odebrało jej jasności widzenia – może rozważyłaby kwestię, dlaczego zwyczajowo ludzie nie chodzą do pubu spotkać się z przyjaciółmi w asyście bliższej i dalszej rodziny każdej ze stron? 


Złość jako drogowskaz

Złość sama w sobie nie jest zła – zależy jak ją wykorzystamy. Złość to skumulowana energia działania, zaprzęgając ją do pracy możemy dokonywać pozytywnych zmian. Zdrowa złość, to ta, którą zauważymy, gdy tylko się pojawia i nie przejęła jeszcze władzy nad naszym działaniem - jest informacją, że okoliczności nie służą mi i należałoby coś zmienić. Wtedy można potraktować ją jako drogowskaz i odczytać informację o tym, czego nie chcę robić, jaka moja ważna wartość nie jest realizowana, kiedy robię to, co wywołuje moją złość i poszukać innego rozwiązania, które będzie w zgodzie ze mną i moim otoczeniem. To pozwoli wyjść z czarno-białego schematu dobry/zły, w jaki wpadamy najczęściej w chwilach napięcia i powoduje, że godzimy się na rozwiązanie, w którym jedna ze stron przegrywa, a druga wygrywa.

Takie głęboko zakorzenione, nieuświadamiane przekonanie, że w spornej sytuacji tylko jedna ze stron może mieć rację, powoduje, że jeśli nie czujemy się na siłach być zwycięzcą – poddajemy się, godzimy z przegraną. Warto zacząć myśleć w kategoriach wygrana/wygrana, pamiętać, że istnieją rozwiązania, które mogą służyć wszystkim.

Kiedy sytuacja odbiega od normy służenia wszystkim, a nie tylko wybranym jednostkom, złość pojawia się jako informacja o potrzebie zmiany. Podobnie mogą z nami współpracować poczucie winy, wstyd i strach (pojawiają się jako zdrowe wątpliwości, potrzeba wzajemnej akceptacja i troszczenia się o siebie nawzajem).

Trzeba je jednak zaprząc do współpracy, ogarnąć zdrowym rozsądkiem, wykorzystać informacje, które ze sobą niosą: co nie działa, jakiej zmiany potrzeba, jakie jest rzeczywiste, a jakie wyimaginowane zagrożenie. Co mogę w tej sytuacji zrobić sama, a w jakich kwestiach warto byłoby zwrócić się o wsparcie do osób które mogą i chcą tego wsparcia udzielić.


I ciągle warto przypominać sobie o tym, że już nie jestem małym bezbronnym dzieckiem zdanym na łaskę i niełaskę nastrojów dorosłych. Mogę wybierać.

Zapraszam na warsztaty "Złość - twój drogowskaz do spokoju"




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kiedy i dlaczego nie mówimy wprost

Dajemy do zrozumienia zamiast mówić wprost o co naprawdę chodzi. Kiedy i dlaczego sami to robimy? Czemu dajemy się wciągać innym w taką grę?  "Rzucanie w powietrze" - to jedna z technik niemówienia wprost. Stosują ją osoby nieśmiałe, nie mające siły przebicia, ale też ci, którzy nie umieją sobie asertywnie radzić z odmową. O innych sytuacjach niemówienia wprost i o tym, jak sobie z tym radzić posłuchaj w podcaście RDC Jeśli chcesz komunikować się lepiej i skuteczniej - zapraszam na treningi komunikacji

Jak wychowujesz swoje dziecko: dyrektywnie czy wspierająco?

Czy zastanawialiście się kiedyś co stoi za pytaniem: Jak ja cię wychowałam? Jak ja cię wychowałem? 1. Część rodziców wychowuje dzieci po to, by było im z dziećmi wygodnie: np. żeby nie sprawiały problemów, były grzeczne, nie brudziły się, pomagały babci, żeby ich zachowanie przykładało się do pozytywnego wizerunku rodziny.   W takim przypadku mamy do czynienia z   dyrektywnym stylem wychowania. 2. Część rodziców wychowuje dzieci po to, by dobrze radziły sobie w życiu i stawały się   dojrzałymi ludźmi. W takim przypadku mamy do czynienia ze stylem wychowania określanym jako wspieranie w rozwoju. Jak rozpoznać wychowanie dyrektywne: Jak rozpoznać wychowanie jako wspieranie w rozwoju: Nacisk na edukację prowadzoną przez dorosłych, niedocenianie autoedukacji – ograniczanie aktywności własnej dziecka. Wpływanie na zmianę zachowań poprzez system kar i nagród. Wchodzenie w relacje współpracy i partnerstwa, zachęcanie do sam...

Akcja przeciwpożarowa - poznaj "niewinne" objawy wypalenia

          J ola mówiła o tym, jak bardzo niszcząca jest jej praca – mobbing w tej korporacji jest zjawiskiem powszechnym, fatalne układy interpersonalne i nieustanne napięcie towarzyszą jej na co dzień. Postanowiła wziąć udział w warsztatach komunikacji, żeby się przygotować do kilku trudnych rozmów, które chciała przeprowadzić, ale nie wiedziała jak. Weronika z kolei chciała wiedzieć, jak rozmawiać z dziećmi, żeby traktowane bezprzemocowo i po partnersku w domu były w stanie w przyszłości stawić czoła trudnym sytuacjom w przedszkolu i szkole i nie stać się ofiarami agresorów. Co do pracy – to Weronika miała to szczęście, że korporacja, w której ona pracowała zapewniała dobrą płacę, sensowne warunki rozwoju, zgrany zespół i możliwość bycia kreatywnym w tym, co się robi. To szczęście, że nie wszystkie korporacje są takie straszne, jak twoja – powiedziała do Joli. Jakież było ich zdumienie, kiedy rozmawiając w czasie przerwy obie panie odkryły, że pracują w...

Trójkąt dramatyczny - jak go opuścić z godnością?

Pisząc o komunikatach blokujących porozumienie obiecałam, że napiszę o trzech stanach, w które popadamy, kiedy tracimy równowagę wewnętrzną i zdolność empatycznej komunikacji ze sobą i innymi.  Kiedy sytuacja jest pełna napięcia, nie czujemy się w niej bezpieczni i w pełni akceptowani, zazwyczaj przestajemy być w pełni autentyczni i zaczynamy odgrywać pewne utrwalone kulturowo role: wybawcy, ofiary lub  agresora opisane przez Stephena Karpmana jako "trójkąt dramatyczny". Co to ma wspólnego z komunikowaniem się w duchu NVC?  W trudnych emocjonalnie sytuacjach przestajemy rozmawiać wprost, a jest to niezbędny warunek komunikacji empatycznej.  Komunikacja empatyczna "z serca do serca" to  j e d n o c z e s n e 1.      szczere wyrażanie siebie  - jak to jest dla mnie być w tej sytuacji: co obserwuję, co czuję, czego potrzebuję w tym momencie i jaka zmiana w tej sytuacji pozwoliłaby mi poczuć się bardziej komfortowo? 2. ...

Jak rozmawiać bez złości i bez ulegania innym?

  Tak, można zmienić styl komunikacji, wymaga to pracy jak każda zmiana nawyków, ale jest możliwe po treningu indywidualnym lub grupowym Im szybciej podejmiesz działania, które rzeczywiście mogą odmienić twoje życie na lepsze, tym szybciej doświadczysz pozytywnych skutków zmiany.    Czujesz się czasem niepewnie w czasie rozmowy?  Nie umiesz spokojnie porozumieć się z dzieckiem/ rodzicami?  Masz poczucie, że nie w pełni wyrażasz siebie i nie wystarczająco potrafisz zadbać o swoje potrzeby?  Czasami nie rozumiesz o co chodzi  twoim rozmówcom i z jakiego powodu mają do ciebie pretensje? A może zaczynasz dostrzegać że ludzie cię unikają i nie są wobec ciebie szczerzy?   Od rodziny, znajomych albo w pracy dowiedziałaś/ dowiedziałeś się parę razy że za dużo się wściekasz? Jest na to rada. Sposób, w jaki rozmawiasz z innymi to zestaw utrwalonych nawyków komunikacyjnych, a nawyki można zmienić. Ty też możesz to zrobić skutecznie i raz na zawsze. Rozp...

Jak rozmawiać o pieniądzach w pracy

„Jeżeli potrafisz szczerze i swobodnie rozmawiać o pieniądzach oraz seksie, to znaczy, że naprawdę radzisz sobie z komunikacją” – mawiał Marshall Rosenberg. Dlatego też jednym z najbardziej drażliwych tematów jest rozmowa z przełożonym na temat egzekwowania zaległych należności. Jak przeprowadzić ją rzeczowo i bez zbędnych emocji?  Karolina znalazła się w sytuacji, która z pewnością przydarzyła się nie jej jedynej: umówiła się ustnie na temat warunków podwyżki po próbnym miesiącu pracy. Dostała zapewnienie szefowej, że po tym terminie, jeżeli obie uznają, że chcą nadal ze sobą współpracować, zamiast najniższej pensji otrzyma określony procent od kwoty zapłaconej przez każdą obsłużoną klientkę. Karolina jest wysoko wykwalifikowaną masażystką, ma też stałe klientki, z których wiele przeniosło się za nią do nowego miejsca, spodziewała się zatem wypłaty sporo wyższej niż ta z poprzedniego miesiąca. Kiedy dostała takie same pieniądze jak poprzednio, bardzo się rozczarowała,...

Strefa komfortu - dlaczego warto poza nią wyjść?

                               Warunkiem bycia wolnym w relacjach międzyludzkich jest gotowość na to, że nie wszyscy będą nas lubić. A niektórzy mogą nas wręcz "znielubić". Przystanie na taki stan  (szczególnie jeśli chodzi o ważne dla nas osoby) wymaga wykroczenia poza osobistą strefę komfortu będącą prywatnym zestawem przyzwyczajeń i oczywistości. Właśnie z tej przyczyny dla wielu osób próby rozmawiania "inaczej niż dotąd" bywają na początku takie trudne. Zbudowanie i wypowiedzenie komunikatu asertywnego lub empatycznego (zamiast nawykowego "słodzenia", stosowania uników, albo chowania niewygodnych kwestii pod dywan) jest trudne, bo "wyciąga nas" ze strefy komfortu. Jednak w życiu pojawiają się momenty, kiedy podjęcie decyzji o wykroczeniu poza strefę komfortu jest konieczne, bo jak to trafnie ujęła Nina Rubinstein: Zaufanie - to nie jest ślepa wiara w to, że nikt nie zrobi nam krzywdy. ...